Każdy z nas ma takie miejsce…swój azyl, ziemski kawałek raju…mój jest na środku oceanu, to tutaj mogę się schować pod wodą 🙂 od problemów tych małych i dużych…tutaj wszystko lepiej smakuje, można oddychać i tak po prostu…BYĆ 🙂
To tutaj tak po prostu wrzucam warzywa na patelnię (najczęściej te, które przypłynęły promem z Ameryki Południowej), dorzucam kilka kawałków świeżej czerwonej chilli, zielone papryczki de padron, czosnek i świeże zioła…otwieram vino tinto…carpe diem 🙂
Lokalna dynia jest naprawdę pyszna i w Polsce trudno o podobną…myślę, że najlepiej sprawdzi się piżmowa bo jest słodka i ma odpowiednią konsystencję po pieczeniu, albo w sezonie dynia muskat.
Smacznego 🙂