Bliżej aloesem zainteresowałam się spędzając wakacje na Wyspach Kanaryjskich, gdzie rośnie na dziko, jak również jest uprawiany na eko farmach. Tam prawie w każdym sklepie można kupić aloes w doniczce, jak również rozmaite specyfiki z aloesu, w tym kosmetyki czy sok do picia. Na początku podchodziłam do sprawy bardzo ostrożnie, traktując to jako komercyjne naciąganie turystów. I pewnie część produktów reklamowanych jako „eliksiry” na wszelkie nasze problemy jest niewiele warta. Natomiast sam aloes zasługuje na większą uwagę.

Jest znany od setek lat jako lekarstwo regenerujące błony śluzowe (zwłaszcza przy poparzeniach, odmrożeniach, stłuczeniach, kontuzjach) i skórę. Stosowali go żołnierze Rzymscy na szybsze gojenie się ran. Wiemy także, że ma działanie bakteriobójcze i przeciwzapalne, sprawdza się w profilaktyce nowotworowej oraz regeneruje mechanizmy obronne organizmu.

Na naszym rynku jest sporo preparatów z aloesu. Osobiście polecam naturalny miąższ z aloesu, który możecie pozyskać z aloesu z waszej własnej doniczki lub z liścia aloesu, który można kupić w wybranych sklepach ze zdrową żywnością. Liść należy umyć wodą i osuszyć ściereczką. Można go przechowywać 2-3 tygodnie w lodówce. Należy odkroić kawałeczek, odciąć brzegi z  ostrymi kolcami. Następnie odciąć ostrym nożem skórkę od miąższu tak, aby nie „zabrudzić” miąższu sokiem ze skórki. Jeżeli macie świeżo odcięty liść to żółty sok musi spłynąć zanim go pokroicie bo jest niekorzystny zarówno dla skóry, jak i dla zdrowia!

Miąższ nie ma skutków ubocznych, jeśli przyjmuje się go w małych dawkach (nie więcej niż łyżeczkę miąższu). Powinno się kuracje aloesem stosować z kilkumiesięcznymi przerwami.

Miąższ pozostały na odciętych skórkach  świetnie sprawdza się jako naturalny kosmetyk. Posmaruj nim twarz, dekolt czy stłuczenia.