Podróżuję, aby poczuć zapachy innych miejsc, aby zobaczyć jak żyje się gdzie indziej. Lubię poczuć klimat danego miejsca, poznać miejscowe smaki, ludzi i zwyczaje. Podróże uczą tolerancji i otwartości, tak potrzebnych nam wszystkim w dzisiejszych czasach. Jedyna rzecz, której zazdroszczę innym to przeżycia z odkrywania miejsc, do których jeszcze nie dotarłam. Odczuwam to zwłaszcza czytając blog „Drogomaniak”, bo nie byłam nigdy w Indiach, a bardzo bym chciała tam pojechać. Podobnie czuję „pochłaniając” książkę „Południki szczęścia”, bo jej autorzy byli w wielu miejscach, które są na mojej liście „must see”:-) Z drugiej strony cieszę się jednak, że tyle cudownych plecakowych wypraw jeszcze wciąż przede mną!
Podróże nie są jednak dla mnie pełne, gdy brakuje w nich wody i nurkowania. Niestety myśląc o jednym z moich ulubionych miejsc, do którego wielokrotnie wracałam z radością, odczuwam smutek. Stało się ono bowiem nieosiągalne, choć znajduję się w zasadzie na wyciągnięcie ręki….Egipt stał się bowiem na tyle niebezpieczny, że coraz mniej osób decyduje się tam pojechać, a jeśli nieliczni spędzają tam wakacje to tylko w zamkniętych kurortach.
Tymczasem jako fanka nurkowania moją przygodę z Egiptem zaczęłam ponad 20 lat temu podróżą do pustynnego miasteczka nad Morzem Czewonym, z lokalnymi sklepikami i restauracjami w Sekali, które dzisiaj jest znane jako Hurgada. To tam po raz pierwszy odkryłam piękno tamtejszych raf koralowych (jeszcze wówczas niezniszczonych masową turystyką). Nurkowałam z napoleonami, żółwiami, rekinami, płaszczkami. Na targu kupowałam świeże daktyle, mój mąż na lunch w barze jadł szawermę (kebab), a na kolację szliśmy na krewetki do restauracji (przynosząc ze sobą lokalne piwo z uwagi na zakaz sprzedaży alkoholu w lokalnych knajpach). Ludzie byli tam otwarci i przyjaźni.
Gdy wspólnie z mężem postanowiliśmy ponurkować koło Synaju to po prostu popłynęliśmy promem z Hurgady do Szarm el Szejk, aby zobaczyć kolejne przepiękne podwodne miejsca niczym z filmu „Wielki błękit”, i aby w Dahabie wypalić fajkę wodną w lokalnym barze, i aby wreszcie wrócić po kilku dniach do Hurgady wynajętym busem z lokalnym kierowcą i jego przyjacielem, z którymi wspólnie oglądaliśmy gwiazdy i spaliśmy na pustyni przy ognisku pod gołym niebem.
Gdy w Polsce robiło się za oknami szaro – boro uciekaliśmy coraz bardziej na południe Egiptu, aby odkryć jeszcze mało skomercjalizowane miejsca nurkowe. Od lat nasze rodzinne wyprawy nurkowe spędzaliśmy w Marsa Alam, bo dzięki temu, że rafa ciągnie się tam aż do samego brzegu godzinami snurklowaliśmy i nurkowaliśmy z dziećmi. To tam codziennie rano zaprzyjażniony z nami Ibrahim przygotowywał dla nas na 7 rano butle, abyśmy mogli ponurkować z dugongiem, a gdy nurkowaliśmy w ciągu dnia to pilnował moich chłopców; to tam wreszcie moi chłopcy pływali z żółwiami, płaszczkami i delfinami oraz poznali bogactwo i kolory podwodnego świata oraz odkryli co to jest i jak wygląda pustynia. To wreszcie tam mój mąż wraz z Hany’m, Mahommad’em i Ali’m jedli w lokalnej knajpce hummus i falafele…To tam wszyscy na śniadanie zajadaliśmy ze smakiem foul (przepyszny bób przyrządzany na ciepło i doprawiony szczyptą kuminu rzymskiego i chilli).
Taki był mój Egipt. Czy wrócę tam jeszcze?